Strefa euro – kto zyskuje a kto traci (maj 2019)
Strefa euro – kto zyskuje a kto traci (maj 2019)
by Paweł Śliwiński in Polska gospodarka
Wyobraźmy sobie taką oto historię. Grupa uczniów przygotowuje się do matury i zaprasza koleżankę, żeby się do nich przyłączyła i wspólnie, w ramach grupy, żeby przygotowywali się do egzaminu (oczywiście można tą historię zapisać alternatywnie, że to ona chce dołączyć do grupy, która jest otwarta na nowych członków).
Co powinna zrobić nasza bohaterka zanim podejmie decyzję, czy dołączyć do grupy? Na jej miejscu pierwsze, co byśmy chyba zrobili, to przeanalizowali tę grupę pod kątem potencjalnych korzyści, jakie można byłoby osiągnąć z przynależności do niej. Zakładając, ze celem jest osiągnięcie jak najlepszego wyniku na egzaminie, dobrze byłoby wyselekcjonować w tej grupie podobnych sobie pod względem uzyskiwanych wyników uczniów i zobaczyć, jaki postęp osiągnęli po dołączeniu do niej. Naszej bohaterce nie zależy przecież na tym, ażeby obniżyć swój postęp w nauce, ale na tym, żeby jak najlepiej wykorzystać czas.
Kraje Unii Europejskiej a strefa euro
W 1993 r. na mocy traktatu z Maastricht utworzono, będącą unią gospodarczą, Unię Europejską. W 1999 r. w większości krajów UE miało miejsce zastąpienie walut narodowych walutą euro. W tym roku kursy walut narodowych wybranych państw UE zostały oficjalnie przeliczone na wspólną walutę, która w formie gotówkowej zastąpiła waluty narodowe w 2002 r. Europejską Unię Monetarną opartą na euro utworzyło w 1999 r. 11 krajów: Belgia, Niemcy, Irlandia, Hiszpania, Francja, Włochy, Luksemburg, Holandia, Austria, Portugalia i Finlandia, a w 2001 r. do EMU przystąpiła Grecja. „Stara” strefa euro – 12 krajów – rozszerzona została o siedmiu nowych członków: w 2007 r. weszła do niej Słowenia, w 2008 r. Cypr i Malta, Słowacja w 2009 r., Estonia w 2011 r. oraz Łotwa w 2014 r. i Litwa w 2015 r.
Obecnie na 28 państw należących do Unii Europejskiej, 19 z nich jest członkiem strefy euro. Dwa z nich: Dania i Wielka Brytania uzyskały tzw. klauzulę „opt-out” i nie są zobowiązane do przyjęcia euro, w przeciwieństwie do pozostałych krajów, które zobowiązały się do wejścia do strefy euro po spełnieniu tzw. kryteriów ekonomicznych z Maastricht (niskie inflacja i stopy procentowe, stabilny kurs walutowy i bezpieczna sytuacja fiskalna) oraz po odpowiednich zmianach swego prawa. W dwóch krajach nie będących członkami strefy euro odbyło się referendum w sprawie przyjęcia euro. Zarówno Duńczycy, jak i Szwedzi zagłosowali przeciwko wprowadzeniu euro. Warto wyróżnić w tym gronie Bułgarię, która wprawdzie zachowała swoją narodową walutę (lew), jednak jest ona kursem stałym związana z euro.
Wzrost gospodarczy krajów należących i nienależących do strefy euro
Utworzenie w Europie strefy wspólnej waluty miało pozwolić na szybszy wzrost gospodarczy w warunkach stabilności gospodarczej, dzięki m.in. niższym poziomom inflacji i stóp procentowych oraz dzięki dyscyplinie budżetowej. Z kolei dołączenie do „starej” strefy euro nowych członków motywowane było, poza względami politycznymi, chęcią szybszego wzrostu gospodarczego wynikającego m.in. z oczekiwania większego napływu kapitału zagranicznego, większej wymiany handlowej z krajami strefy euro, większej stabilności gospodarczej m.in. poprzez wyeliminowanie potencjalnych ataków spekulacyjnych na waluty krajowe, stabilizacji finansów publicznych oraz niższe stopy procentowe.
W tabeli 1 zestawiono charakterystyki realnego (a więc pozbawionego wpływu inflacji) wzrostu gospodarczego gospodarek krajów EURO12 („stara strefa euro”) i EURO7 (nowe kraje w strefie euro) oraz krajów Europy Środkowo-Wschodniej (Czechy. Polska, Rumunia, Węgry, dalej: EŚW4), które będąc członkami UE, utrzymały swoje krajowe waluty oraz płynny kurs walutowy.
Porównując wzrost gospodarczy tych trzech grup można zauważyć, iż wzrost gospodarczy grupy EURO7 był wyraźnie wyższy niż obszaru EURO12, jednak obarczony był większym poziomem zmienności. Na tym tle korzystnie wygląda sytuacja krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które utrzymały płynne waluty narodowe, a których przeciętny poziom stopy wzrostu gospodarczego był nie tylko wyższy od grupy EURO7, ale również charakteryzował się dużo mniejszą zmiennością.
Jeszcze ciekawiej wygląda wykres porównujący wzrost gospodarczy poszczególnych krajów UE w analizowanym okresie. Wśród krajów „starej” strefy euro dwaj liderzy Irlandia i Luksemburg to kraje funkcjonujące podobnie jak raje podatkowe. Ich wzrost gospodarczy wynika z bardzo korzystnych przepisów podatkowych, które do stosunkowo małych gospodarek ściągają duże korporacje międzynarodowe do ustanawiania tam swoich siedzib. W rezultacie zyski tych firm zaliczone są do PKB tych krajów, ale często nie pozostają w nich, tylko są transferowane do krajów macierzystych. Pozostałe kraje tej grupy rozwijają się dużo wolniej. Liderem pozostały Niemcy ze wzrostem realnym w wysokości 21%. Na drugim końcu są Grecja i Włochy, których PKB w przeciągu analizowanych lat spadło realnie odpowiednio o 18% i 1,2%. Gospodarka Portugalii, która spośród „starej” strefy euro jest obok Grecji najbliższa Polsce pod względem rozwoju, wzrosła zaledwie o 3,7%.
Na tym tle bardzo dobrze wypadają kraje Europy Środkowo-Wschodniej. PKB liderów, czyli Polski i Rumunii w latach 2005-2017 wzrosło odpowiednio o 64 i 55%. Spośród krajów, które przyjęły euro tylko Słowacja i Malta mogą pochwalić się podobnymi rezultatami. Jak pokazuje statystyka poza strefą euro można się rozwijać szybciej.
O czym nie mówi wzrost gospodarczy?
Wzrost lub spadek realnego PKB stanowi miarę wzrostu gospodarczego. Czym jest PKB? Produkt krajowy brutto jest miernikiem produkcji finalnych dóbr i usług wytworzonych w określonym czasie na terytorium danego kraju. Co ważne, nie mówi jednak o tym, komu przypadają owoce tej produkcji.
Wyobraźmy sobie bowiem taką sytuację. Istnieją dwie piekarnie, zagraniczna i krajowa. Właściciel piekarni zagranicznej (ZAGRANICA) produkuje 1000 chlebów dziennie w cenie po przeliczeniu na złote równej 2 złote za bochenek. Druga piekarnia (POLSKA) wypieka również 1000 chlebów po 2 złote za sztukę. Obydwie piekarnie wytwarzają zatem produkcję (PKB) równą 2000 złotych. Piekarz zagraniczny przychodzi jednak do piekarza krajowego i kupuje od niego maszyny wypiekając na terenie piekarni krajowej (POLSKA) pieczywo na zwiększonym poziomie do 1500 sztuk. W piekarni zagranicznej zmniejsza jednak produkcję do 500 bochenków. Dlaczego tak to robi? Np. ponieważ w Polsce produkcja jest tańsza, być może dlatego też, że nie musi dbać w Polsce aż tak o środowisko naturalne jak u siebie, a może otrzymał ulgi inwestycyjne (czego polski piekarz nie doświadczył), itd. Proszę zwrócić uwagę, że produkcja na terenie obu piekarni się zmieniła. PKB piekarni krajowej (POLSKA) zwiększyło się o 50% do 3000 złotych, z tym tylko, ze właścicielem piekarni krajowej został właściciel zagraniczny. PKB zagranicy zmniejszyło się z kolei o 50%. Przyjmijmy, że produkcja w piekarni krajowej daje inwestorowi zagranicznemu 50% zysku, który przelewa do sobie na swój rachunek. Czy w takiej sytuacji powinniśmy się cieszyć z tego, że (POLSKIE) PKB wzrosło o 50%, podczas gdy zagraniczne spadło o 50%? Odpowiem NIE.
W statystykach prawie wszyscy zajmują się wzrostem i poziomem PKB. Ale lepszą miarą zamiast produktu krajowego brutto jest tzw. produkt narodowy netto brutto (PNB). Zamiast mierzyć produkcję wytworzoną na terenie danego kraju (bez uwzględnienia, kto z niej zbiera owoce), PNB mierzy dochody z produkcji otrzymane przez obywateli w kraju i poza jego granicami. PNB równe jest zatem PKB skorygowanemu o dochody zagraniczne netto, czyli pomniejszonemu o dochody wypracowane w kraju należne kapitałowi zagranicznemu i powiększonemu o dochody kapitału polskiego wypracowane za granicą naszego kraju. W naszym przykładzie PNB Polski zmniejszyło się po inwestycji zagranicznego inwestora z 2000 złotych do 1500 złotych (a więc o 25%), a PNB zagranicy zwiększyło się z 2000 złotych do 2500 złotych (a więc o 25%). Kto na tym wyszedł lepiej ? Proszę odpowiedzieć sobie samemu. Jak widać w gospodarce liczy się więc nie tylko, kto ile wytwarza, ale przede wszystkim, kto na tym zarabia.
Trochę statystyki …
Kto zatem w Unii Europejskiej dodatkowo zarabia produkując za granicą, a z których krajów zyski są wytransferowane? W tabeli poniżej zestawiłem na podstawie danych Banku Światowego przepływy netto z tytułu dochodów zagranicznych w okresie od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej do 2016 roku (ostatnie dostępne w Banku Światowym dane statystyczne obejmujące dochody zagraniczne). Wynika z nich, że dochody z tytułu własności i pracy za granicą zwiększyły PKB Niemiec o blisko 800 mld, a Francji o 600 mld dolarów. Na drugim biegunie są kraje, z których wypływają zyski i dochody za granicę. Skala odpływów kapitału z rajów podatkowych, tzn. Irlandii i Luksemburga nie dziwi, ale też pozwala inaczej spojrzeć na ich sukces mierzony wzrostem PKB. Dla nas najciekawsze jest miejsce Polski oraz krajów nam geograficznie i historycznie bliskich. Okazuje się, że od momentu wejścia do Unii Europejskiej do 2016 roku odpłynęło z Polski 174,4 mld dolarów, a z Czech i Węgier łącznie ponad 220 mld dolarów (do 2015 roku). Porównanie tych kwot do wytworzonego w tych krajach w 2017 r. PKB pokazuje jednak dopiero skalę wytransferowanych za granicę zysków. Czesi, cieszący się swym sukcesem gospodarczym, dzielą go w dużo większej skali z kapitałem zagranicznym niż Polska.
Naturalną rzeczą jest to, że kapitał zagraniczny inwestuje swoje pieniądze po to, by zarabiać. Nie ma w tym nic złego, jeżeli mieści się to w akceptowalnych granicach. Ale żeby tak było, każdy kraj musi posiadać i realizować mądrą strategię współpracy z tym kapitałem. Mądrość polega na tym, ażeby nie dać się ograć niepożądanym inwestorom. Takim, którzy chcą m.in. przejąć naturalne monopole (jak np. spółki ciepłownicze), realizują swoje cele polityczne po to, by wywierać wpływ na państwo (m.in. poprzez przejęcie kontroli nad systemem bankowym, czy przemysłem paliwowym i obronnym), czy chcą wykorzystać np. niższe normy ochrony środowiska w stosunku do obowiązujących u siebie.
Polityka wobec inwestorów zagranicznych nie powinna polegać na wyprzedaży najbardziej dochodowych i strategicznych firm, ale na preferowaniu inwestorów, którzy pozytywnie i długofalowo wpłyną na polską gospodarkę poprzez transfer nowoczesnych technologii oraz rozprzestrzenianie się wiedzy w zakresie nowoczesnych procesów organizacyjnych czy technologicznych i zarządczych.
Międzynarodowa gospodarka (tak zresztą jak i polityka) to nie potakiwanie i klepanie się po plecach, ale ostra walka o swoje. Państwa „poważne” potrafią zdefiniować swoje interesy i o nie zadbać. Miejmy nadzieję, że w końcu dojrzeliśmy do tego, żeby na międzynarodowej gospodarczej „szachownicy” potrafić nie tylko grać, ale i wygrywać (a przynajmniej nie przegrywać). Takie prowadzenie polityki gospodarczej mieści się w kanonach patriotyzmu (gospodarczego), czyli kierowaniu się dobrem ojczystego kraju. Cytując Romana Dmowskiego, „patriotyzm jest odznaką rozwoju moralnego, a odrzucenie go świadczy o moralnej niedojrzałości lub upadku”.