Nie wszystko złoto … Rzecz o środkach unijnych (luty 2018)

by Paweł Śliwiński in Polska gospodarka

pawel_sliwinski

Nie wszystko złoto, co się świeci … Rzecz o funduszach unijnych.

W ubiegłym roku Europejskiemu Komisarzowi ds. Budżetu i Programowania Finansowego Güntherowi Oettingerowi   w wywiadzie dla renomowanego niemieckiego dziennika ekonomicznego Handelsblatt zadano pytanie, czy w związku z odmową przyjmowania uchodźców przez Polskę i Węgry, Unia Europejska powinna oszczędzić wiele miliardów euro na funduszach strukturalnych wypłacanych tym krajom. Odpowiedź jest bardzo ciekawa.

Oettinger powiedział bowiem, że duża część z każdego euro, które Polska otrzymuje z Unii, wraca do Niemiec. Polacy wykorzystują bowiem pieniądze unijne składając zamówienia na zakup niemieckich maszyn i urządzeń, czy niemieckich samochodów. Zawierają też kontrakty z niemieckimi firmami budowlanymi. Stwierdził, że z punktu widzenia rozliczeń Niemcy – Unia Europejska, z uwagi na to, że gro środków wraca do Niemiec, Niemcy są właściwie ich beneficjentem netto. Unia zatem dokłada do rozwoju gospodarki niemieckiej więcej, niż Niemcy sami wpłacają do unijnej kasy.

 Bardzo duże pieniądze

28 grudnia 2017 roku Komisja Europejska przekazała ostatnie pieniądze z programu Infrastruktura i Środowisko, realizowanego głównie w latach 2007-2013. W latach 2007-2017 wpłynęło do Polski 28 miliardów euro, z których zrealizowano 3,5 tys. inwestycji. Cel to drogi (m.in. ponad 1400 km autostrad i dróg szybkiego ruchu), koleje (m.in. 1200 km linii kolejowych i 440 wagonów), ochrona środowiska (m.in. 15 tys. km sieci kanalizacyjnej) itd. Ogółem w latach 2007 – 2013 nasz kraj miał przyznane ze wszystkich programów 101,5 mld euro. Przy opłaceniu składki do Unii w wysokości około 25 mld euro, oznacza to że uzyskaliśmy netto ponad 70 mld euro.

W latach 2014-2020 Unia Europejska przeznaczy 82,5 mld euro na dalszy rozwój infrastruktury transportowej (drogi i kolej) oraz na inne projekty. Największy wzrost wydatków ma nastąpić w sferze wsparcia dla przedsiębiorców, szczególnie w zakresie innowacyjności. Dodatkowo prawie 30 mld euro wesprze polskie rolnictwo. Roczna polska składka wpłacana do kasy unijnej to 4 -5 mld euro. Członkostwo w Unii to też inne koszty. Wydatki budżetowe na ten cel w 2017 roku wyniosły dodatkowo 2 mld euro.

Programy europejskie porównuje się często do tzw. Planu Marshalla, czyli amerykańskiego planu odbudowy Europy Zachodniej realizowanego w latach 1948 – 1952. Przekazano wówczas 17 krajom kwotę odpowiadającą według dzisiejszych cen prawie 100 mld euro, w tym Niemcom około 10 mld euro.

Czego uczy historia?

Pieniądze pomocowe to nie tylko filantropia, ale przede wszystkim biznes. A w biznesie trzeba dbać o własne interesy. Tak jak Amerykanie kierowali się interesem przyspieszając rozwój Europy, tak i bogata Europa poza altruizmem, chce zrealizować swoje interesy w europejskich krajach peryferyjnych, m.in. w Polsce. Amerykanie w Europie zadbali o rynki zbytu dla swoich produktów oraz o rozwój międzynarodowy swoich przedsiębiorstw, które inwestowały w Europie. Chcieli także mieć wpływ i kontrolować Europę Zachodnią.

Trzeba jednak wiedzieć, że odbudowa Niemiec (i innych krajów) nie odbyła się tylko dzięki amerykańskim środkom. To, że Niemcy gospodarczo są w tym miejscu co teraz, zawdzięczają przede wszystkim sobie. Elastyczna i niedogmatyczna polityka gospodarcza lawirowała po wojnie między liberalizmem i protekcjonizmem, ale zawsze miała na celu interes ekonomiczny własnego państwa.

Coś za coś

Wejście do Unii Europejskiej otworzyło Polsce, jako krajowi niżej rozwiniętemu gospodarczo niż bogate kraje Unii, możliwości pozyskiwania środków unijnych. Ale aby dostawać więcej niż dajemy, musieliśmy całkowicie otworzyć swój rynek dla bogatszych i lepiej rozwiniętych zachodnich firm. Koszt tej decyzji to dominacja firm zachodnich w wielu branżach: finansach, budownictwie, przemyśle itd. Pozytywny w swej istocie swobodny przepływ ludzi spowodował też katastrofalny dla rozwoju kraju odpływ siły roboczej, w szczególności młodych i wykształconych ludzi. Musieliśmy przyjąć regulacje unijne. Niektóre dobre, ale niektóre spowalniające lub uniemożliwiające rozwój w wielu dziedzinach (np. rybołówstwo czy cukrownictwo). Zwiększyły się też w wielu przypadkach cła na produkty spoza Unii.

Z drugiej strony, za pieniądze unijne ruszyły inwestycje, zmieniła się w Polsce infrastruktura. Do realizacji szczególnie dużych inwestycji potrzebne są jednak duże przedsiębiorstwa dysponujące odpowiednim zapleczem organizacyjnym, a przede wszystkim kapitałowych. Takich przedsiębiorstw mamy jednak zbyt mało. Nowych za dużo nie rozwinęliśmy, a wielu starym pozwoliliśmy upaść, albo sprzedaliśmy je zagranicznym inwestorom. W to miejsce weszły firmy zachodnie. Największym beneficjentem z racji sąsiedztwa stały się przedsiębiorstwa niemieckie.

Trzeba jednak pamiętać, że nie jest tak, że my nic z tego nie mamy. To co jest wybudowane, pozostaje w Polsce. Są to inwestycje, maszyny, czy usługi, na które idą dotacje.

Koszty, których gołym okiem nie widać

Dotacje pomogły zmienić Polskę. Widzimy (często dzięki przymusowym tabliczkom wskazujących darczyńcę) autostrady, nowe budynki. Rozpoznajemy firmy, które korzystają z unijnych dotacji. Dotacje są jednak kosztowne, a mogą też być szkodliwe dla całej gospodarki. W wielu przypadkach zmieniły one zachowanie przedsiębiorców. Zamiast zwiększać swoją konkurencyjność, wielu z nich nastawiło się na „polowanie” na środki unijne. Wiele przedsiębiorstw zamiast rozwijać swą innowacyjność poprzez badania i rozwój rozwinęło swoją „innowacyjność” w zdobywaniu dotacji. W rezultacie cykl inwestycyjny w kraju uzależnił się zbytnio od cyklu środków unijnych. Warto wspomnieć też o setkach tysięcy wniosków, które odrzucono. To praca wielu osób, która poszła na marne. O ogromnej energii (i kosztach) włożonej w napisanie i rozliczanie tych wniosków, które zostały zaakceptowane.  Nie zapomnijmy też o różnych patologiach, często na styku polityki i gospodarki, o których donosiły media. Dobrobytu nie zbuduje się też na biurokracji, która od wejścia do Unii mocno się zwiększyła.

W biznesie trzeba dbać o własne interesy

Wiara w gospodarcze cuda (szczególnie u zarządzających państwem) polegające na tym, że znajdzie się dobry wujek, który sypnie groszem i rozwiąże nasze problemy, może okazać się pułapką i być bardzo szkodliwa. Mało tego, często prowadzi do uzależnienia od siebie dotowanych terytoriów. Może się tak zdarzyć szczególnie wtedy, gdy realizacja dotowanych programów wymusza konieczność zadłużania się zagranicą lub w kraju, szczególnie gdy banki są w zagranicznych rękach, i wpadnięcia w pułapkę zadłużeniową. Uzależnione kraje od środków pomocowych i od kredytów stają się wówczas podatne na polityczne naciski, których próbkę w ostatnim czasie możemy zobaczyć na własnej skórze. Działania rządu w kierunku tego, ażeby jak najwięcej środków pozostawało w Polsce, psują mechanizm subsydiowania gospodarek unijnych (szczególnie Niemiec), co nie zawsze będzie się podobało za granicą.

Dobrobyt bierze się z pracy, a nie z dotacji. Dotacje mogą jednak pomóc w rozwoju, gdy są dobrze wykorzystywane. W tym kierunku powinni podążać rządzący Polską. To co Polsce jest potrzebne to strategia oparta na przedsiębiorczości (w tym w obszarze nowych technologii) wsparta wzrostem patriotyzmu gospodarczego Polaków. Dotacje nie mogą uśpić przedsiębiorczości, należy ją rozbudzić atrakcyjnym systemem podatkowym. Najlepiej tak, ażeby również obywatelom innych krajów opłacało się prowadzić działalność gospodarczą z terytorium naszego kraju.

Dzisiaj, też dzięki pieniądzom unijnym, wiele już mamy. Nie trzeba kupować wszystkiego zagranicznego. Kupując polskie towary w polskich sklepach i przedsiębiorstwach dajemy kapitał na ich rozwój a nie wysyłamy datacje z Unii z powrotem do unijnych firm. Zamiast kupować zagraniczne pociągi, ciągniki czy autobusy, można kupić produkty polskie. Kupujmy też produkty zagraniczne tak, ażeby mniej służyły konsumpcji, a więcej inwestycjom. Tak jak chociażby podpoznański Solaris, który wykorzystuje niemieckie silniki w swoich autobusach, które z kolei jeżdżą w Bawarii, czy w innych miejscach w Europie.

Na zakończenie warto wspomnieć, że uczymy się od naszych zachodnich sąsiadów, jak zarządzać środkami pomocowymi. W 2015 roku polski rząd podjął decyzję o przeznaczeniu w postaci pożyczek 100 mln euro na modernizację infrastruktury drogowej na Ukrainie. W znacznej mierze środki przeznaczone są na remonty przygranicznych ukraińskich dróg, ale pod warunkiem, że zlecenia dostaną polskie firmy. We wrześniu ubiegłego roku zawarto stosowne umowy, a przetargi na prace remontowe w ukraińskim pasie przygranicznym wygrały dwie polskie firmy: Unibep z Bielska Podlaskiego i Drog-bud z Częstochowy.

UEP

Wdrożenie: nowe-logo