KRYZYS A SPOWOLNIENIE GOSPODARCZE – wywiad (listopad 2019)
by
Paweł Śliwiński
in Polska gospodarka
Często, a ostatnio nawet częściej możemy usłyszeć – od komentatorów, publicystów, części ekonomistów, polityków, że mamy kryzys gospodarczy u bram. Czy to realne strachy?
W ekonomii kryzys to załamanie wzrostu gospodarczego skutkujące nagłym zmniejszeniem produkcji i dochodu (PKB) oraz znacznym zwiększeniem bezrobocia. Komentatorzy, czy politycy tworzą i wykorzystują emocje, a jedną z najsilniejszych emocji jest strach. Skupia on bowiem uwagę czytelników czy wyborców. Stąd częste tytuły w mediach z ostatnich lat, np. „Kryzys gospodarczy – nadchodzi trzecia fala” (2015), „Uwaga nadciąga kolejny kryzys gospodarczy” (2016), „Polsce grozi poważny kryzys” (2017) czy „Światowy kryzys tuż za rogiem” (2018). Jak widzimy o kryzysach mówi się stale i jest to nadużywane słowo. Cechą gospodarek jest ich cykliczność, okresowo gospodarka przyspiesza i spowalnia. I to jest normalne. Kryzys to jednak zdarzenie nadzwyczajne, które zdarza się rzadko. W obecnym powiązanym gospodarczo świecie mają one przy tym najczęściej międzynarodowy charakter. Z kryzysem jest jak z chorobą. Lęk przed nim nie jest czymś złym, jest wręcz mechanizmem obronnym. Nie może jednak zamienić się w hipochondrię, czyli strach który paraliżuje nasze działania i spędza sen z powiek.
Czy opowiadanie o kryzysie będzie skutkować samospełniającą się przepowiednią?
Samo mówienie o kryzysie raczej go nie spowoduje. Może wpłynąć na zachowania konsumentów oraz przedsiębiorstw, którzy wraz ze wzrostem niepewności zaczną mniej kupować i inwestować. A to już bezpośrednio przekłada się na gospodarkę i spowolnienie wzrostu gospodarczego. Kryzysy najczęściej przychodzą wtedy, gdy się nikt tego nie spodziewa.
Jak Pan ocenia aktualną kondycję gospodarczą naszego kraju? (prognoza 4,2-4,3 proc. wzrostu PKB w tym roku, a w przyszłym – według Komisji Europejskiej – 3,3 proc. to może nie nadzwyczaj imponujący wynik, ale chyba daleki od tego, by mówić, że zmierzamy do sytuacji kryzysowej).
W budżecie państwa na rok 2019 wzrost gospodarczy był prognozowany w wysokości 3,8%, obecnie liczymy na ponad 4%. Jest to znacznie więcej niż w innych krajach Unii Europejskiej. Wyniki po III kwartale tego roku pokazują, że tylko Węgry rozwijają się w szybszym tempie. To, że rośniemy w skali roku 3,9% jest bardzo dobrym rezultatem. Przekłada się na większe wpływy podatkowe do kasy państwa i stosunkowo dobrą sytuację budżetu, mimo zwiększonych przez rząd w ostatnim czasie wydatków.
Czy konsumpcja będzie tym, co w największym stopniu w kolejnym roku/latach będzie napędzało nasz wzrost? (jak długo na tym paliwie (konsumpcji) nasza gospodarka może jeszcze jechać).
Na tym paliwie jeszcze będziemy dalej trochę jechać. Przez długi czas mimo wzrostu gospodarczego oraz zwiększającej się wydajności pracy, wynagrodzenia nie rosły tak jak powinny. Dzisiaj nadrabiamy te zaległości, co przekłada się na zwiększające się wydatki społeczeństwa. Ale długoterminowym zagrożeniem dla rozwoju gospodarczego Polski jest sytuacja demograficzna naszego kraju. I nie dotyczy to tylko potencjalnie zmniejszającej się konsumpcji wynikającej ze starzenia się społeczeństwa, czy wyludniającego się kraju. Problemem już jest, a będzie jeszcze większym w przyszłości, brak rąk do pracy. Do konsumpcji i eksportu – które napędzają polską gospodarkę – musimy, jak najszybciej dodać inwestycje, szczególnie w bardziej wydajne technologie, jeżeli chcemy dogonić bogatą Europę. Bo konsumpcja bez zwiększonej krajowej produkcji, musi przełożyć się na wzrost inflacji i/lub zwiększony import.
W jaki sposób prognozowane spowolnienie gospodarcze w Niemczech (ale też np. zawirowania związane z brexitem) mogą wpływać na polskie przedsiębiorstwa – a zwłaszcza na eksporterów?
Polski eksport to ponad połowa naszego PKB. Co ważne około 80% eksportu i ponad 70% importu dotyczy krajów Unii Europejskiej. Jak widać, ewentualne problemy gospodarcze UE muszą się przełożyć również na naszą gospodarkę. Nie zauważyliśmy tego podczas kryzysu w strefie euro zapoczątkowanego w latach 2010-2011, gdyż dotyczył on w największej mierze krajów południowej Europy. Nie jesteśmy z nimi tak powiązani, jak z naszymi największymi partnerami handlowymi, czyli Niemcami i Wielką Brytanią. 27% naszego eksportu idzie do Niemiec, a 8% do Wielkiej Brytanii. Dotyczy to, zdominowanej przez kapitał zagraniczny, branży samochodowej (eksport do samych Niemiec to ok. 6 mld euro) oraz branży związanej z produkcją i przetwarzaniem żywności (eksport do Niemiec to ok. 5 mld euro, a do Wielkiej Brytanii ponad 2 mld euro). Spowolnienie w Niemczech i ewentualny kryzys w Wielkiej Brytanii mogłoby mieć wpływ też na zahamowanie inwestycji zagranicznych w Polsce. Ale również nie należy wykluczyć, że spowodowałoby przeniesienie działalności niektórych np. niemieckich firm do Polski.
Jakie przede wszystkim działania – także, albo przede wszystkim ze strony rządu – wydają się/są niezbędne do podjęcia, aby w sytuacji naszego kraju, być w jak największym stopniu odpornym na niekorzystne wahania koniunktury?
Z różnych symulacji wynika, że przynajmniej część polskiej gospodarki jawi się odporniejsza na kryzys porównywalny z rokiem 2009. Zakładam, że polska gospodarka a mogłaby odreagować spowolnienie u naszych sąsiadów stosunkowo szybko. Jednym ze sprzyjających czynników jest płynny kurs walutowy. Nie będąc członkiem strefy euro zachowujemy też możliwość prowadzenia antycyklicznej polityki pieniężnej. W przypadku spowolnienia gospodarczego istnieje możliwość obniżenia stóp procentowych przez NBP. Z kolei rząd prowadząc politykę fiskalną może zwiększyć wydatki w czasach spowolnienia. Trzeba mieć jednak na to pieniądze. Jeżeli dojdzie do takiego scenariusza, to rząd może stanąć przed dylematem, czy powiększyć deficyt i sfinansować go długiem, czy podnieść podatki.
Pytania zadawał redaktor Artur Kowalski (ND)