Cel nadrzędny: wzrost gospodarczy (rozmowa z red. Arturem Kowalskim) (maj 2021)

by Paweł Śliwiński in Polska gospodarka

Czy spodziewa się Pan w kolejnych miesiącach w tym roku podwyżki stóp procentowych w Polsce? Nie spodziewam się zarówno podwyżek, ale również i obniżek stóp procentowych w kolejnych miesiącach tego roku. Spodziewam się zatem niezmienionych stóp procentowych, zakładając oczywiście, że nie wystąpią w tym roku jakieś nowe negatywne szoki w gospodarce. Czy w Pana opinii, RPP powinna podjąć decyzje o podniesieniu stóp? Trzeba pamiętać, że członkowie Rady Polityki Pieniężnej dysponują szerszymi informacjami i analizami niż opinia publiczna, czy nawet niezależni ekonomiści. Na bazie znanych mi informacji uważam, że na dzień dzisiejszy taka decyzja nie powinna być podjęta. Należy jednak monitorować sytuację, wykorzystywać komunikację z rynkiem, z której wynikać powinno to, że RPP trzyma rękę na pulsie i w sytuacji utrzymywania się inflacji na poziomie wykraczającym poza przyjęty w tzw. celu inflacyjnym przedział (1,5%-3,5%), która nie wynikałaby z czynników podażowych, gotowa jest do podwyżki stóp procentowych. Rada Polityki Pieniężnej wykonała bardzo dobry ruch obniżając wiosną 2020 roku trzykrotnie stopę referencyjną łącznie o 1,5%. Dzisiaj stopa procentowa jest bliska zeru i jej nieznaczne podniesienie z aktualnego poziomu 0,1% (stopa referencyjna) do np. 0,2% mogłaby być sygnałem zaostrzenia polityki pieniężnej, ale powiedzmy sobie szczerze, dalej byłyby to niskie stopy procentowe wspierające aktywność gospodarczą w Polsce. Dzisiejsza polityka monetarna jest i może być prowadzona niedoktrynalnie, mając na uwadze realizację dwóch celów: satysfakcjonującego wzrostu gospodarczego oraz niskiej, służącej gospodarce, inflacji. Nawet jeżeli doszłoby w Polsce do podwyżek stóp procentowych, to nie w skali jaka miała miejsce w  okresie 1999–2020, gdzie w celu zdławienia inflacji podniesiono stopy procentowe w sumie o 6%, dławiąc przy okazji wzrost gospodarczy. Mamy rekordowo niskie stopy procentowe, a przy tym rośnie inflacja – w kwietniu ponad 4 proc., podobnie ma być w maju. I to politykę RPP część konsumentów obwinia za wzrost cen w sklepach – proszę się do tego odnieść/ Co podbija inflację? Inflacja w Polsce wynika przede wszystkim z tzw. czynników podażowych, które nie są zależne od naszej krajowej polityki pieniężnej. Wzrost cen energii związany jest ze wzrostem cen ropy naftowej i z polityką klimatyczną Unii Europejskiej w zakresie tzw. zielonych certyfikatów. Rok temu baryłka ropy kosztowała 25 dolarów, dziś to 65 dolarów. Uprawnienia do emisji CO2, które biją w nasze elektrownie i ciepłownie węglowe, kosztują dziś 56,65 euro z tonę, a rok temu było to poniżej 20 euro. Ceny żywności na świecie też szaleją. Dla przykładu cena pszenicy na światowych giełdach wzrosła o 41% w skali roku, a kukurydzy o 103%. Wobec m.in. takiej sytuacji ceny żywności w kraju nie stoją w miejscu. W warunkach swobody przepływów towarów pojawia się bowiem dodatkowy popyt z zagranicy. Na te czynniki nie ma wpływu ani Rada Polityki Pieniężnej, ani Narodowy Bank Polski. Pamiętajmy, że gospodarka to naczynia połączone. Na przykład wzrost cen paliw wpływa na wzrost kosztów transportu, a to przekłada się wraz ze wzrostem energii na wzrost kosztów wielu towarów. Dobra kondycja polskiej gospodarki przyczynia się do wzrostu wynagrodzeń, chociaż wolniejszej w okresie pandemii, co też podbija ceny w niektórych branżach. Jeżeli ma to miejsce w niezagrażających gospodarce wartościach, to Rada Polityki Pieniężnej nie może doktrynersko nadmiernie reagować. Celem nadrzędnym jest bowiem wzrost gospodarczy, który – jeżeli jego efekty dotyczą całego społeczeństwa, a nie tylko wybranych grup – materialnie wzbogaca nas wszystkich. Jakie są pozytywy polityki niskich stóp? Przede wszystkim niższe raty kredytów. Dla zobrazowania skali oszczędności podam przykład. W przypadku kredytu na kwotę 300 tysięcy złotych, spłacanego w równych latach przez 10 lat, w sytuacji jego oprocentowania w wysokości 3% rocznie, jego rata miesięczna wynosi 2897 złotych, a w przypadku 4% to już 3037 złotych, a 10% – 3965 złotych. Co ciekawe odnosząc się do wcześniejszego Pana pytania, podwyższenie oprocentowania o 0,1%, to wzrost raty tego kredytu miesięcznie o 13 złotych. Niższe raty kredytów, to więcej pieniędzy w portfelach polskich rodzin, firm, ale też i mniejsze koszty obsługi długu naszych gmin, powiatów i województw, a także państwa. Większa ilość środków to większa konsumpcja obywateli, większe wydatki państwa i większe inwestycje. Wszystko to, dopóki nie trafi się na barierę produkcji, napędza gospodarkę. Czy ujemne stopy procentowe to coś, co realnie może mieć w Polsce miejsce. Jakie byłyby skutki ich pojawienia się? W aktualnej warunkach rozpędzającej się po pandemii gospodarki i w przededniu napływu bardzo dużych środków unijnych, zakładając niewystąpienie jakiegoś negatywnego szoku w gospodarce,  nie ma szans na ujemne nominalne stopy procentowe. Trzeba pamiętać, że ich występowanie miało miejsce w tych krajach, które miały problem z deflacją i niskim, a nawet ujemnym, wzrostem gospodarczym. W naszej sytuacji nie ma potrzeby pobudzania gospodarki w tak niekonwencjonalny sposób. Warto jednak powiedzieć, że aktualnie mamy w Polsce ujemne realne stopy procentowe, gdyż inflacja jest wyższa niż koszt pozyskania pieniądza dla wielu podmiotów. Taka łagodna polityka poza pozytywnymi skutkami niesie też i zagrożenia. Jednym z nich jest inflacja, ale nie tylko ta dotycząca produktów i usług, ale ta dotycząca cen np. mieszkań. Rekordowa liczba wniosków o kredyt hipoteczny cieszyłaby bardziej, gdyby mniejsza ich liczba dotyczyła zakupu mieszkań przez osoby już je posiadające, a kupujące je jako lokata kapitału. Rosnące ceny na rynku mieszkaniowym, z jednej strony blokują wielu rodzinom zakup swojego mieszkania, a z drugiej strony mogą być źródłem kryzysu finansowego za kilka lat. Uważam, że już dzisiaj powinno się rozważyć wprowadzenie rozwiązań zmniejszających popyt spekulacyjny na mieszkania, czy to poprzez wprowadzenie podatku katastralnego od posiadanego kolejnego mieszkania (np. począwszy od 3 mieszkania), czy poprzez zrównanie podatku dochodowego od najmu do wysokości odpowiadającej podatkowi od zysków kapitałowych. Jesteśmy w przededniu szerokiego otwarcia gospodarki. Czy w związku z tym konsumenci muszą się liczyć z kolejnymi podwyżkami cen np. usług (zakładając, że znacznie wzrośnie na nie popyt)? W wielu przypadkach tak będzie i to nie tylko ze względu na zwiększony popyt. Usługodawcy, szczególnie w branży gastronomicznej, muszą się liczyć ze zwiększonymi kosztami. Z jednej strony będą to wyższe koszty żywności, wywozu śmieci, czy energii, ale z drugiej strony wyższe koszty pracowników, o których trzeba konkurować z innymi branżami. Czy istnieje realne zagrożenie braku rąk do pracy w usługach np. w restauracjach, w turystyce, biorąc pod uwagę, że dotychczasowi pracownicy w czasie lockdownu mogli zdążyć znaleźć inne zajęcie? Patrząc na witryny lokali trwa poszukiwanie pracowników. W gastronomii czy turystyce wiele osób dotychczas pracowało dorywczo, w wielu przypadkach były to osoby uczące się. Uczenie zdalne spowodowało, że wielu studentów pozostało w swoich domach i widać w dużych miastach ich brak. Bezrobocie jest na szczęście niskie, o pracownika trzeba – i to jest przecież dobre – zabiegać. Poza pewnością zatrudnienia, dobrymi relacjami w pracy, ważne są też finanse. Wierzę, że wyższe zarobki, których należy się spodziewać w tym roku w sektorze, o który Pan pyta, przyciągną pracowników, w tym ludzi młodych. Z punktu widzenia usługodawców nie bałbym się dobrze wynagradzać pracowników za uczciwą pracę. W warunkach dobrej koniunktury, a takiej należy oczekiwać, wyższe pensje powinny przenieść się na zwiększony popyt na usługi. Powinno to wpłynąć na większe przychody i zyski z prowadzonej działalności. Są one niezbędne do odbudowania pozycji finansowej przedsiębiorstw do tej sprzed pandemii, a nawet do jej szybkiego poprawienia.

Wdrożenie: nowe-logo